Rushmore - jeden z pierwszych wyreżyserowanych przez Wesa Andersona (ostatnio stworzył Grand Budapest Hotel) filmów. Genialna rola Schwartzmana plus Bill Murray i piękna Olivia Williams dopełniają całości. Absurdalna historia ucznia prywatnej szkoły, który zakochuje się w nowej nauczycielce. Można narzekać, że to tylko historia o przyjaźni, miłości i paru innych banalnych "rzeczach", ale nie sposób nie docenić abstrakcyjnego humoru Andersona. 8/10
Ja, Frankenstein - aż chciałoby się zmienić tytuł na "Nein Frankenstein!"... Sorry, sorry bardzo ale odniosłem wrażenie, że film powstał tylko po to aby Aaron Eckhart mógł pochwalić się efektami pracy na siłowni. Podszedłem bez wygórowanych oczekiwań - miała być klasyczna sieczka i ciekawe łubu-dubu, jak się okazało tak wysoko postawiona poprzeczka była nie do przeskoczenia. Plakat głosi, że "legenda jest nieśmiertelna", niestety, widzowie są śmiertelni i za narażenie widzów na stratę czasu producenci powinni się smażyć w piekle, na głębokim tłuszczu. 2/10 (ocena zawyżona ze względu na sympatię do Mirandy Otto (niezapomniana Eowina z Władcy Pierścieni)).
X-Men, przeszłość, która nadejdzie - mam mieszane uczucia, zmiana reżysera i scenariusza już w momencie pierwszych zdjęć odbija się nieco na logiczności i sensowności wszystkiego co oglądamy. Logan - niezmiennie i oby jak najdłużej - Hugh Jackman zostaje przeniesiony w przeszłość, do swojego "młodszego" ciała by zapobiec wybuchowi wojny pomiędzy ludźmi a mutantami. Niby brzmi nieźle, tylko, tak szczerze... to Logan niewiele w tym filmie robi, to Quicksilver wyciąga Magneto z więzienia (pytanie po co? Xavier odstawiając "leki" mógł odnaleźć Raven bez jego pomocy), Xavier przekonuje Raven, że (nie) zabicie jednego małego (nie mogłem się powstrzymać :P) człowieka może zmienić przyszłość, no i to prezydent USA doszedł do wniosku - po tym jak własnie Magneto zabił dziesiątki ludzi - że jednak mutanci nie stanowią zagrożenia...
Niepotrzebnie się rozpisałem, ponieważ pomimo mieszanych uczuć to nadal jest świetna rozrywka, dla fanów pozycja obowiązkowa. 7/10
Jack Strong - Pasikowski + dobra historia = dobry film, to równanie kolejny raz się sprawdziło. To nic, że z ówczesnych wojskowych, którzy mieli kontakt z Kuklińskim, zrobił debili, powiedzmy sobie szczerze, że na to zasłużyli. Choć być może była to subtelna i wyrachowana pomoc dla pułkownika. Trudno wyrokować, trudno też narzekać na cokolwiek, Patrick Wilson z pięknym akcentem nawija po polsku udając, że rozumie co mówi, Dorociński to Dorociński - z pewnego aktorskiego poziomu od dawna nie schodzi. Mocne 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz