poniedziałek, 18 marca 2013

Mistrzu pożycz złotówkę


Mistrz to film niewygodny dla polskich dystrybutorów, stąd praktycznie zerowa promocja oraz niewielkie zainteresowanie największych kin. Nie jest to nic nowego, filmy które nie wpisują się w ogólny trend kina rozrywkowego nie zarabiają, lub zarabiają za mało aby wzbudzić zainteresowanie dystrybutorów.  Dodatkowo historia opowiadana w Mistrzu jest dla przeciętnego polskiego oglądacza ciężka, niestrawna i - przede wszystkim - dotykająca dla wielu tematu tabu. Rzecz jest bowiem o powstawaniu sekty (mógłbym tutaj umieścić słowo "kościół" ale co niektórzy mogliby to źle zrozumieć).

Na ekranie zobaczymy trio Joaquin Phoenix (Freddie Quell), Philip Saymour Hoffman (Lancaster Dodd - tytułowy Mistrz) oraz Amy Adams (Peggy Dodd), które za swoje role otrzymało Oscarowe nominacje. Z tej trójki największe brawa należą się Phoenixowi, którego rola wojennego weterana z problemem alkoholowym była zdecydowanie najtrudniejsza. 
Za kamerą stanął Paul Thomas Anderson, twórca m.in. genialnego Aż poleje się krew.

Mistrz nie jest oparty na faktach, jednak całymi garściami czerpie z życiorysu L. Rona Hubbarta, twórcy kościoła scjentologicznego. Niemniej i bez tego biografizmu odczytywanie filmu jest interesujące. Nigdzie nie pada w nim słowo "sekta", ale od pewnego momentu nie mamy złudzeń do czego przedstawiona historia zmierza. Dodd jako charyzmatyczny lider ruchu działającego w ich "Sprawie" zdobywa wyznawców m.in. przez prezentowanie możliwości hipnozy oraz swoje psychologiczno-filozoficzne opowieści, które śmiało można nazwać bełkotem (który, jak wiemy od dawna, im bardziej zawiły i niespójny, tym większą grupę ludzi zainteresuje).

Jednak to nie Dodd jest naszym głównym bohaterem, jest nim - wspomniany wcześniej - Freddie Quell, alkoholik, weteran II WŚ, sfrustrowany seksualnie, nazywany przez Mistrza zwierzęciem. Trudno w kilku słowach opisać tę postać, zniszczyła go wojna, alkohol, kobiety, aż znalazł się pod wpływem Dodda, dla którego był powiewem świeżości, inspiracją. Jednak i ta relacja ewoluowała, okazało się, że nawet ktoś taki jak Ferddie może się zmienić. A może nie zmienić? Może właśnie wrócić do formy początkowej?

Zabierając się za Mistrza nie nastawiajcie się negatywnie ("sekty to złoooo"), nastawcie się na wędrówkę po psychice, a to, że wędrówka ta może biec różnymi ścieżkami (w tym ślepymi) czyni ten film ciekawszym z każdą minutą.

8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz