sobota, 16 marca 2013

Niepokonany czyli równy i wolny



Z piekielnej czerni, która trwa wkoło mnie,
Dziękuję bogom, obcym mi z imienia,
Za duszę moją hardą,
Wyciosaną z niepodatnego toporom kamienia.


Invictus to film oparty na trzech znanych nazwiskach: za kamerą stanął Clint Eastwood, a przed nią Matt Damon oraz Morgan Freeman. Żadnego z panów przedstawiać myślę nie trzeba, podobnie jak głównego bohatera filmu, granego przez Freemana - Nelsona Mandelę. Ujrzymy więc wycinek z biografii laureata pokojowej nagrody Nobla z 1993r., a dokładnie będą to lata 1994 - 1995, od momentu przejęcia przez Mandelę władzy, aż po mistrzostwa świata w rugby w RPA właśnie. Na pierwszym planie oczywiście pokojowe odejście od apartheidu.

Że w zdarzeń złych potrzasku
Ni razu nie zapłakałem,
Że głowa moja, choć obficie krwawi,
Przed niczym się nigdy kornie nie pochyli.

Mandela obawiał się, że zniesienie apartheidu szybko może odwrócić sytuację, to biali mieszkańcy RPA mogliby zostać wykluczeni z życia publicznego czy politycznego. Nadzieję na ogólnonarodowe pojednanie Madiba odnalazł w Springboks - narodowej drużynie rugby RPA. Sprzymierzeńca znalazł w jej kapitanie - grany przez Damona Francois Pienaar.
Historia bazuje podobno na faktach, ale naprawdę trudno uwolnić się od wrażenia, że całość została wygładzona, że resztę problemów jakie miała RPA w tamtym czasie celowo się pomija, a bohaterów mamy tylko dobrych i takich, którzy będą dobrzy przy odpowiednim pokierowaniu.

Stając nad tymi pagórami złości,
I padołem, jak mówią, łez,
Nie lękam się zmór nieodgadnionych dni
Ani sądnych, mrocznych lat.


Clintowi wiele pod względem technicznym zarzucić nie mogę, chociaż końcówka w przeciągającym się mocno zwolnionym tempie była przesadą. Rozumiem chęć podkreślenia historycznego momentu ale 10 minut to zdecydowanie za długo. Freeman oraz Damon za swoje role byli nominowani zarówno do Oscarów jak i do Złotych Globów, Eastwood za reżyserię nominowany był "tylko" do tego drugiego.

Nieważne, jak wąską furtką przeciskać się mam,
Co spotyka mnie z litanii kar,
Sternikiem swoich losów jestem sam
Własnej duszy kapitanem.


Invictus to tytuł wiersza Williama Ernesta Henleya z 1875r., (zamieszczony tutaj w przekładzie Czesława Sowy Pawłowskiego) który dodawał sił Nelsonowi Mandeli podczas jego 27 lat spędzonych w więzieniu na wyspie Robben. W filmie wiersz ten Mandela przekazuje Pienaarowi aby wspomóc ducha jego i drużyny. Niestety wiemy, że nie tak było naprawdę, a skoro nawet w tak drobnej - a ważnej - kwestii film odrobinę nas oszukuje, to nie oczekujmy, że dowiemy się samej prawdy o tamtych czasach. Eastwood moralizuje, co drugie zdanie Mandeli brzmi jak wyjęte z księgi mądrości, rozumiem chęć ukazania go z jak najlepszej strony, bo niewątpliwie całym swoim życiem udowodnił jak wielkim i niezwykłym był (jest) człowiekiem, ale wyszło to zbyt sztucznie.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz